piątek, 22 czerwca 2012

Recenzja: Regina Spektor "What we Saw from the Cheap Seats"


Regina Spektor uszczęśliwiła fanów nowym albumem. Poprzedni ("Far") wydała w 2009 roku, więc trochę czasu minęło. Po drodze pojawiło się jeszcze co prawda nagranie koncertu ("Live in London"), ale na nowy materiał przyszło czekać trzy lata. Było warto. Tak to już jest z tą Reginą.

Zaskoczeń wielkich nie ma. Co to oznacza w praktyce? Właściwie tyle, że jeśli ktoś fanem autorki nie był, to powita nagrania okrzykiem: "Znowu to samo!". Fani natomiast zawołają: "Wreszcie więcej kochanej Reginy!". Jako osoba beznadziejnie zakochana w twórczości uroczej, amerykańskiej Żydówki rosyjskiego pochodzenia, nie pojmuję jak można jej nie lubić i powitałem album z radością. Regina Spektor zachowuje dystans do siebie, swojej twórczości i otaczającego nas świata. Unika patosu, puszcza oko do słuchacza.

Najpierw na płycie rozbrzmiewa "Small Town Moon". Regina już tutaj potrafi przywołać uśmiech na twarzy słuchacza, gdy wyśpiewuje: "Today we're younger than we ever gonna be! Woo!". W "Oh Marcello" żartuje sobie udając perkusję (zresztą, nie po raz ostatni na tej płycie) i imitując włoski akcent, żeby chwilę później śpiewać "Don't Let me be Misunderstood" Niny Simone. "Don't Leave Me (Ne Me Quitte Pas)" to powrót do piosenki z albumu "Songs". Do fortepianu z wersji oryginalnej dodane zostały inne instrumenty i całość nagrano od nowa. Moim zdaniem z korzyścią dla utworu. "Firewood" jest pierwszą piosenką "na poważnie", spokojnym utworem o miłości, o życiu, o rzeczach ważnych ("Love what you have/And you'll have more love"). "Patron Saint" jest bardziej ożywione od strony muzycznej, natomiast tekstowo pozostaje w kręgu "miłosnym". Następujące potem "How" jest kolejnym momentem wyciszenia. Fortepian jest tutaj stonowany, choć lekko kołyszący. Słowa ponownie o miłości - utraconej, ale będącej obiektem westchnień, wspomnień. Wypatrywanej, by wróciła. Singlowe "All the Rowboats" ponownie rozpoczyna niby-beatbox Reginy, gdy naśladuje perkusję. Utwór żywy, choć smutny - o dziełach sztuki uwięzionych w zamknięciu, które nie mogą uciec z muzeów, galerii i służą za rozrywkę. Nie podejmę się próby interpretacji z cyklu "co autor miał na myśli"... Z właściwym sobie wdziękiem Regina przechodzi do polityki, o której śpiewa w "Ballad of a Politician". Nieuważny słuchacz może w pierwszej chwili pomyśleć, że pokusiła się o napisanie tekstu, który bardziej pasowałby raperowi ("Shake it, shake it baby/Shake your ass out in that street/(...)/Work it, work it baby/Work your way 'round that room") do chwili, gdy się nie wsłucha i... nie przekona, że tekst jest kierowany do polityków ściskających się oraz potrząsających dłońmi na raucie. Ta przewrotna piosenka kończy się gorzkim podsumowaniem: "You're gonna make us scream someday/You're gonna make it big". Kolejny utwór - "Open" - jest powrotem do bardziej nostalgicznych tonów oraz wyczekiwania na drugą osobę. "The Party" to z kolei krótka piosenka, w której Regina (oprócz udawania trąbki) śpiewa o przyjaciołach i ukochanych - tych, którzy są i tych, którzy byli: "For every road we can't retrace/For every memory we can't face/For every name that's been erased/Let's have another round". Cały utwór ma nastrój uśmiechu do wspomnień, a nie smutku czy rozczarowania i jest jednym z moich ulubionych na płycie. Szczególnie ostatnie słowa: "You're like a big parade through town/You leave such a mess but you're so fun". Cały album wieńczy niespełna dwuminutowa piosenka "Jessica" o dorastaniu, przemijaniu kolejnych lat. Regina zwierza się w niej z blokady twórczej, gdy przyszło do napisania piosenki dla Jessici. Prosty tekst, nie ma go za wiele, ale w połączeniu z delikatną gitarą wyszło pięknie.

Jeśli ktoś nie zna Reginy - ta płyta to dobry sposób na rozpoczęcie znajomości.

Dla fanów cyferek: 8/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz